niedziela, 27 lutego 2011

Zapiekanka z wołowiny inspirowana przepisem brytyjskiej smakoszki, czyli Karolina kontratakuje ;-)

Za oknem zimno i ponuro. Płatki śniegu zasypują szare, zbezczeszczone codziennością ulice. Siedzę w kuchni i spoglądam w okno, popijając grzańca. Na ciele robi się cieplej ale dusza pragnie czegoś odmiennego. Te samotne zimowe dni (...) ciemne zimowe dni, których jedynym jasnym płomieniem staje się latarnia zapalana o stałej porze. Niczym rytuał czekasz na to…
Wyciągam z szafki na dole mój ukochany garnek… jeśli można tak o nim myśleć… (…) ten przepiękny fioletowy kolor, a wnętrze wyścielane czarnym teflonem, który zawsze dopieszcza każdą potrawę.
Na spodzie garnka lądują 4 łyżeczki oliwy z oliwek. Gdy temperatura rozgrzewa jej fizyczność dodaję cebulę i marchew. Kiedy warzywa stają się miękkie ewakuuję je do osobnego naczynia. Garnek uzupełniam oliwą z oliwek i odstawiam. Teraz ważny punkt mojego kulinarnego szaleństwa… opieka nad wołowiną… biorę kawałki wołowiny i obtaczam je w soli, pieprzu, szałwii, zielu angielskim i mące. Po chwili wrzucam wszystko do wrzącego garnka z dodatkiem oliwy z oliwek, trzymając je na ogniu, aż do zbrązowienia.
Teraz koktajl zmysłowy,(…) sok pomarańczowy mieszam z piwem aż zacznie wrzeć.
Następnie do garnka z mięsem dodaję wcześniej przygotowane warzywa i zalewam je koktajlem. Dorzucam skórkę pomarańczy i liście laurowe, a kiedy potrawa zaczyna wrzeć zmniejszam temperaturę ognia i pozwalam jej się męczyć na ogniu 2,5 godz.
W międzyczasie słucham muzyki, wertuję kartki ukochanej książki i myślę o sensie mojego istnienia… bo przecież gdzieś on na pewno jest.
Kiedy eliksir szczęścia robi się prawie gotowy zabieram się za puree. Nie jest to zwykłe puree. Kilka słodkich ziemniaków zawijam w folię aluminiową i odkładam do piekarnika na 1,5 godz.
Do osobnego garnka wrzucam i gotuję zwykłe ziemniaki. Kiedy są miękkie ugniatam je. Otwieram folię aluminiową, w której owinęłam słodkie ziemniaki i mieszam je z tymi ugotowanymi. Dodaję oliwę z oliwek, sól, pieprz i wszystko dokładnie mieszam.
Kiedy ziemniaki są cieplutkie i mają konsystencje puree polewam je wołowinowym szaleństwem.
Mówię wam palce lizać…czekanie jest całkowicie opłacalne jeśli wiesz, że twoje zmysły zwariują a w zimowy dzień zamiast czekać na światło latarni będziesz myśleć jak tu dać upust emocji. 
Smacznego!

sobota, 26 lutego 2011

If You Want Blood You've Got It

Najpierw o inspiracjach.
Poranna kawa wiadomo.
Pogaduchy z Kamilą niezobowiązujące całkiem.
Pomysł, aby pojechać do Wilanowa na kiermasz ekożarcia.
W drodze do onego Wilanowa słuchali my ACDC z piorunem.

Piosenka wywołuje w głowie obrazy tryskającej na wszystkie strony posoki...(cyt.), utwór ten łapie za gardło i inne części ciała...(cyt.). Lepiej nie wchodzić chłopakom z ACDC w drogę, ale fajnie jest się z nimi napić...(cyt.).

Na miejscu, skosztowaliśmy przeróżnych specyjałów, a mi utkwiła w smakowych kubkach genialna
KASZANKA. Została zakupiona wraz z majerankiem, tymiankiem i czosnkiem

Ceremonię czas zacząć.

Kaszankę nacieramy majerankiem, delikatnie nakłuwamy,odczekujemy 15 min i układamy na plastrach cebuli. Obok kiszki krwawej jabłka obwicie majerankiem posypane jeszcze kilka ząbków czosnku w łupinach...i do piekarnika. Pan Czosnek dodany do Pani Kaszanki uchroni ją przed zakusami wampirów, wilkołaków i jarka k.

Pałaszujemy, konsumujemy, zżeramy, (niepotrzebne skreślić) przy dźwiękach ACDC.

p.s. Cytaty pochodzą z filmu „ LEGENDY MUZYKI HIGHWAY TO HELL ACDC”

piątek, 25 lutego 2011

http://pl.wikipedia.org/wiki/Cyberiada

Pamiętam, jak dostałem od Ojca ( nie dyrektora ) "Cyberiadę" Stanisława Lema.
Było tam opowiadanie o robocie do poezji. Coś chłopaki pomylili w kabelkach i maszyna wypluła z siebie:
chrzęskrzyboczek pacionkociewiczarokszysztofoniczny. Poprawili i zaczeła maszyna wiersze pisać.
Zadali jej wiersz na literę "c" . Leciało to tak: cesarską córę całował czule, cierpiała cała...itd.

Ugotujemy coś na literę "j".

1.jajka jakoweś
2.jakiśtłuszcz
3.jędrne pieczywo
4.jabłkowy jam
5.jarosław k. zaproszony nie jest (dzwonimy do firmy ochroniarskiej z prośbą o niewpuszczanie)
7.Jolcia P. zrobi kawę ze swojego ultramegajoga ekspresu.

Jak to zrobić ???

Wykonanie proste i nieskompilikowane.
Robimy jajecznicę, a na deser bagietka z dżejmsem jabłkowym.
Herbata zielona z nutą bergamoty.

JUŻ JEMY

jajecznego smacznego !!!

p.s. jak zjemy wszystko, jedziemy po jajka do Ogrodniczek

środa, 23 lutego 2011

                                Post Charlotty 5

Powracam do pisania i pieczenia. Jak Czarny Anioł. Mam w końcu ferie!!! Pełne trzy tygodnie. W tym czasie upajam się czytaniem...ale pospolicie. Nic związanego z ekonomią. NIC!!!. Dość tego mądrzenia się doktorów i profesorów. Dość patosu i czasami całkowicie niezrozumiałego zarozumialstwa!! A nawiasem mówią to chciałabym, choć raz zobaczyć takiego „uczonego” nad zwykłym pitem.. Jak się wije. Jak rozkminia. Jak parują szkła w okularach. Jako kombinuje. Choć raz.. W domu panuje błoga cisza. Część  towarzystwa jeszcze śpi, część zajmuje sobie  miejsce przy kompie z okrzykiem Pierwszy!!! A ja do garów. Najpierw obiadek, piersi z kurczaka moczone w sosie sojowym, sezamie i całej gamie przypraw, ryż, kapustka z oliwą i DESERJ. Cóż na deser? Dziś będzie ciasto orzechowe. Prościzna.  Naprawdę.
Składniki:
2 szklanki mąki
1 szklanka orzechów bylejakich
1 łyżeczka sody
1 łyżeczka proszku do pieczenia
½ szklanki oleju
4 potarte (do krwi) jabłka. Krwi nie będzie widać bo, ciasto raczej ciemne.
1 szklanka cukru
½ szklanki mleka
zapach  jakinamprzyjdziedogłowy

Ania Dąbrowska „W spodniach czy w sukience” , wysmarowana tłuszczem i wyściełana bułką tartą blacha ..wszycho!
Wyciągam urządzenia, miski, pałki do kręcenia..wszystko w totalnej ciszy i skupieniu, żeby nie obudzić dziecka, zajączka, Pierwszego Męża. Żeby nie usłyszeć syku „znowu się matka tłucze od rana”. Wsypuję cukier i ucieram z jajkami. Potem mąka, olej, mleko, proszek, soda. Wszystko z namaszczeniem mieszam. Po cichutku śpiewam..ale naprawdę po cichutku.  Wstaje dziecko. Szybciutko robię śniadanie. Nie przerywam kręcenia. Nie tyłkiem. Pałką. Hmm... to też nie brzmi dobrze.   Więc ucieram. Ciasto prawie gotowe. Teraz dorzucam jabłuszka. Odciągam „młodsze” od monitora i proszę o rozprawienie się z orzechami. Do tego potrzeba męskiej ręki. Zawijam orzechy w woreczek z logo znanej szweckiej firmy meblarskiej. Na I. Ten woreczek nigdy nie pęka. Nawet pod naporem  tłuczka do mięsa którym żongluje teraz dzieciak. Robię głośniej Anię a Mały wali w orzechy. Hmmm znowu źle zabrzmiało? Zaglądam do woreczka. Coś, co znajduję się w środku bardziej przypomina wiórki kokosowe niż orzechy. Ale trudno. Kazałam mocno. Teraz „byłe” orzechy do ciasta. Zakręcam to jeszcze raz zgodnie ze wskazówkami zegara. Na wierzch jeszcze posypuje płatkami migdałów. Ładniej wygląda. I do pieca. Półka niska. Oszczędzam nosekJ. Teraz mogę zatańczyć i zarazem  zaśpiewać . Mam pewność, że urośnie. Ale bokiem dostrzegam dziwny wzrok i grymas na twarzy starszej pociechy..
Wyciągam jedną słuchawkę z ucha i w oddali słyszę- Tu się nie da mieszkać...idę do Babci!!!!! Nie zdążyłam powiedzieć „Idź” jak usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Poszła. Ale wróci. Na ciasto wróci. Zawsze  wraca.  Zaglądamy z Młodym przez szybkę..słyszę westchnięcie...znaczy rośnie. Wyłączamy po 40 minutach, ale jeszcze na chwile niech się nagrzewa w ciepełku, żeby nie opadło. I jest!!! Cudo!!!  Wygląd, zapach. Jest takie jak w gazecie na zdjęciu. Do schrupania. Jak wystyga posypuję pudrem. Wraca Starsze. W drzwiach słyszę-„Jest ciasto?” Teraz ja mam błogostan. JEST odpowiadam...”No...to ja chętnie...ten...”.
Mam teraz czas na książkę. Siadam w kuchni pod szafką. Otwieram „Pachnidło”...i „Egipcjanina Sinuhe”....Czytam obie książki na raz. Wciąż boję się, że zabraknie mi czasu na przeczytanie 100 powieści jakie należy przerobić  przed śmiercią.  Między przerzucaniem stron słyszę mlaskanie. Jestem w niebie. Nareszcie wszyscy zadowoleni. Włącznie ze mnąJ


poniedziałek, 21 lutego 2011

Jak kaczka została skonsumowana ?

Ziemniaki w talarki, tłuszcz z kaczki na patelnię, kilka pieczarek, tymianek i na złoty kolor.

Czas na zielone !!! 2/3 sałaty, 1/3 rukoli, sos z czosnku, oliwy po zjedzonych pomidorach, wody i pieprzu.

smacznego Państwu

niedziela, 20 lutego 2011

Inspiracjom kulinarnym Leszka mówię tak! Na podstawie scenariusza PapaAndre i Kimi Raikkonen

Dziś ma być wyjątkowy dzień…tak długo czekaliśmy na ten wieczór…
…świece, długie rozmowy….my dwoje i ta wyjątkowa kolacja…
…musi być smacznie ale nie syto…tak by smak otworzył pozostałe zmysły…
…po głowie wędrują mi ostrygi…czy jest coś bardziej zmysłowego..
…z sercem w gardle przemierzam szare ulice w poszukiwaniu robali…mijam zatroskanych ludzi o dziwacznych minach…żeby oni tylko wiedzieli co ja bym dała za te kilka ostryg…
..czas płynie a ja w polu…
..nigdzie nie ma tych….ostryg!...
…przechadzam się między ladami i staję…moim oczom ukazują się piękne, jędrne krewetki…
…słyszę jak wołają w myślach do mnie, rozbudzając mój smak…
(…) w wałkach na głowie krzątam się po kuchni…kupiłam tyle krewetek, że starczyłoby na kilka romantycznych kolacji..
…wchodzę na bloga, który ostatnimi czasy stał się moją inspiracją kuchenną…
…nerwowo szukam przepisu, który kiedyś napotkałam czytając wpisy…..
…gdzie są te przeklęte krewetki?...
Mam!
…patelnia rozgrzana skwierczy z utęsknieniem do posiekanego czosnku …
teraz trochę białego wina…kiedy zaczyna bulgotać wrzucam do kąpieli krewetki, kalmary i małże( te ostatnie z pazerności zamroziłam na czarną godzinę)
….wyglądają przepięknie w tej winnej kąpieli…
…kolejny kieliszek wina chłodzi rozgrzane robale…
…jest już późno…słyszę otwierające się drzwi i słowo,, cześć kochanie”…
myślę sobie (…) nie jeszcze nie teraz!!! zrzucam gosposiowate wałki z głowy i dodaje do kąpieli winnej pomidory z puszki…
…biegnę na górę, rozkładam talerze…
…przepiękny zapach unosi się po całym domu…czuję euforię…
(…)siedzę już na górze i delektuję się smakiem…maczam kawałek krzywo urwanej, świeżej bagietki w mojej misie aromatycznego smaku….
…oblizuję talerz do ostatniej kropli sosu jaki jeszcze na nim pozostał…
…jest mi dobrze…tak miło i syto…
…spoglądam na stół w poszukiwaniu choćby kęsa potrawy, którego może jeszcze nie zdążyłam zjeść..
…spoglądam i widzę dwa puste talerze…jakby nic na nich nie było…
…nic bardziej mylnego…myślę sobie po cichu…
to była moja uczta zmysłów!
(…) nagle robi mi się gorąco, niech to szlak krzyczę!
….tak się zatraciłam w tej podróży kulinarnej, że zapomniałam…zapomniałam o nim…
…zostawiłam go na dole w tym aromatycznym zapachu…
…i tyle chyba będzie musiało mu na dziś wystarczyć…

sobota, 19 lutego 2011

KACZOR !!!

OSTRZEŻENIE !!! PRZEPIS JEST BARDZO SKOMPLIKOWANY ( DLA WYTRWAŁYCH )

Piersi z kaczki nacieramy majerankiem i solą, wcześniej nacinając kaczą skórę w kratkę.
Niech przez noc się zamarynuje (taras/balkon).

Sos:
Cebula, czosnek, jabłka, majeranek, miód, sos sojowy, powidła śliwowe, woda.
Pichcimy, dodając od czasu do czasu wody. Uwaga, cukier w powidłach może się skarmelizować.

W tzw. międzyczasie pieczemy kaczora (nie jarka :-)))) 180 stopni 20 min, aleeeeeeeeeeee, podlewając co 3/4/5 min wodą. Następne 20min pod przykryciem dusimy kaczorrrrra !!!

Redukcja (trudne słowo) sosu, czyli mieszajnen.

Łupiny po jabłkach na patelnię, czosnek w łupinach, majeranek, wino, woda (brr....) i pyrkolimy.
Ja dodałem miodu, ale można cukieru. Redukcja i połowę do sosu, a połowę do glazurowania kaczej piersi.

Hmm, niezłe qwa !!!  

piątek, 18 lutego 2011

Cerveche a'la Daciuk-Czornomaz

1. To jest z tego no... ameryki południowej... nie, tej środkowej.
2. Że się kroi czerwoną cebulę, zakrapiasz dorsza oliwą, nie tym hmm...sokiem z limonek. Wsio !!!
3. Do lodówki na noc i....
4. ślup ślup mniam mniam

czwartek, 17 lutego 2011

Krewetki tygrysie napisane w Cafe Wielicka.

Kupujemy krewety tygrysie w sklepie.
Robimy panierkę jak do schabowego.
Obtaczamy one krewetki w panierce.
Smażymy na głębokim tłuszczu, dżast lajk frytki.
Po usmażeniu wkładamy do białego wina na 10 min.
Jemy onym winem popijając.

Przepis jest od Pani Justyny, a właściwie od jej Mamy.

środa, 16 lutego 2011

Sos zjawisko Kasi Klich-Płocica


   Byłem dzisiaj w Pyrach odwiedzić Yara. Kawa, gawędy, słuchanie najnowszych produkcji muzycznych, rozmowy o bezsenności i bolącej kostce. Zwykłe gadki czterdziestolatków.
   Kasia wpadła z właściwą sobie energią do domu i na wejściu pyta: chłopaki, zjecie obiad. Bardziej stwierdza niż pyta., a my grzecznie odpowiadamy: jak nie jak tak. Trochę dyskusji było, czy ryż, czy makaron, a może kuskus.
Ja grzecznie, że tylko kurczak i warzywa.

Po kwadransie wjechała potrawa.

   Kurczak, kulka ryżu jaśminowego, brokuły, kapusta modra, SOS ( nie help ) i pietrucha zielona.
SOS zjawiskowo genialny, pytam Kasi co to ?
-To prościzna, trochę wywaru z kurczka, odrobina śmietany, sosu sojowego i mleka kokosowego.

Talerze zostały wylizane !!!

Na deser zielona herbata i xylitol.

NIRVANA  

wtorek, 15 lutego 2011

Jego Królewska Mość Pan Śledź

    Tajemnicą dobrego śledzia jest sam Pan Śledź. Niełatwo w okolicznych świątyniach (t......co, c.....ur, l......dl, b........a, r......al, czy i.......er m.......he) o przyzwoitego Pana Śledzia, muszę się mocno napocić w tych hiper/super/ultra/megasklepach.
    Pan Śledź namierzony, mamy więc podstawę do kuchennej symfonii. Ukradnę siostrze patent z muzyką i wrzucam na słuchawki acepiorundece „if you want blood” zapętlam i przygotowuję pierzynkę dla Pana Śledzia. Rytm w słuchawkach idealny do krojenia cebuli (nie zdradzę jakiej).
Kroję w ćwierćwałki, podsmażam na oleju z pestek winogron, zmniejszam gaz i niech dochodzi.
Spytacie,czy Pana Śledzia wymoczyć ? NIE !!! To tak jakby grzyby umyć, przestępstwo. Jego słoność jest jak pekaesy Elvisa.

    Cebula nabrała odpowiedniej konsystencji, czas na pieprz zielony w ilościach nieograniczonych, co oznacza u mnie do bólu nadgarstka. Jeszcze kilka przypraw ( wpuszczamy italiano oregano i mexicano papriken ) pomidorro z puszki, chwila redukcji, przegryzka, studzenie ( koniecznie ). Patelnię ustawiamy pod kątem, cebulową część odgarniamy do wyższej części, aby oleum nam spłyneło.

    Teraz łatwo już będzie:
warstwa Pana Śledzia w kawałkach, pieprz zielony, pierzyna cebulowa. Procedurę powtarzamy aż do wykończenia składników. Na samiuśki koniec polewamy olejem i pieprz do bólu nadgarstka i łokcia.

    Teraz trudno będzie:
chowamy Pana Śledzia do lodówki, najlepiej takiej z immobilajzerem i czekamy 3 dni ( może się też przydać kilka bulterierów, sidła, zapadnia, firma ochroniarska, albo Świtoń M.C )

Jemy.

JKM Pan Śledź jest genialny.


                                                                      Z wyrazami szacunku:

                                                                                   wasz skromny maestro

poniedziałek, 14 lutego 2011

NALEWKA DEDYKOWANA A'LA NERVOSOOL.PL

Do nalewki potrzebujemy:
1. spirytus 95%
2. szyszki chmielowe
3. melissa
4. korzeń kozłka
5. arcydzięgel
6. kwiat lawendy


Myślałem też o blokerach konwertazy angiotensyny, albo o inhibitorach esterazy cholinowej ( ACTH ), ale postanowiłem:
ŻADNEJ CHEMII !!!


Proporcje oczywiście są top secret, trwa proces patentowy.
Czas maceracji jest też ściśle określony.
Zlewamy filtrując, zmieniamy procentowość do 60% i  gotowe.


Stosować 20 kropli na kostkę cukru, lub na wodę ( jakbądź )


Przeciwskazaniem do stosowania jest obecność kota/kotki.
Może z powodu kozłka lekarskiego ( waleriany ) zachowywać się dziwnie ;-)
enter
wasz szaman

Zainspirowana sałatką Amarcord Felliniego


znudzona dniem codziennym otworzyłam wieczorem butelkę wina…
czekałam, aż zostanę sama… upiłam łyk może dwa i odtworzyłam w myślach jedną z inspiracji kulinarnych Leszka…
(…) sałata lodowa znalazła się w misce…sam jej wygląd wzmagał mój apetyt
… ostrze noża poniewierało ser feta, tak by pasował idealnie do sałaty…
...potem już tylko aromatyczny koktajl z czosnku, koperku, kefiru i śnieżno kremowej śmietany…
…kompozycja niby banalna, ale jakoż ciesząca moje wrażenia zmysłowe….
…włączyłam muzykę sentymentalną, ubrałam swoją najlepszą sukienkę…
…te piętnaście minut dłużyło się jak wieczność…ale przecież smak jest najważniejszy…
…włączyłam ekran komputera aby nie spóźnić się na wirtualną randkę z ukochanym…
nalałam dwa kieliszki wina…rozłożyłam talerze…
chciałam żeby było idealnie
sięgnęłam ręką po miskę by dosypać jeszcze koperku
ale ona była już pusta
zjadłam wszystko nim zaczęła się moja randka
pozostał niedosyt
…uff, dobrze, że sałata jest jeszcze w lodówce…

niedziela, 13 lutego 2011

PORANEK U JOLI P.

Wczoraj spędziliśmy przemiły wieczór na wsi u Jolanty P.
Była biesiada, muzyka, szisza, zabawy z kotką Mini, dokarmianie psiu Sara, ogądanie gwiazdozbioru Oriona, Syriusza, Plejady niestety nie były widoczne ( Księżyc przeszkadzał ), chodzenie po śniegu na boso, ot wieczór na wsi.
Biesiada składała się z prosecco, browara, krewetek, drożdżówki z kruszonką, deski serów i bagietki.
Rano kawa, wiadomo...i tu zaczęły się kłopoty. Gospodyni śpi, kot się na mnie patrzy niezbyt łaskawie, a ja zaczynam szukać rozpuszczalnej. znalazłem brazylijską plujkę, marokańską, mongolską o smaku truflowym, i wiele innych, ale rozpuszczalki brak. Dobra, niech będzie jakabądż. Stoi ekspres miedziano-złoty, z manometrami, busolą, chromowanymi dźwigniami. Nie dotknę tego, myślę i szukam jakiegoś prostszego sposobu na zrobienie kawy. Szperam po szafkach, jest tam mnóstwo różnych urządzeń i znalazłem zaparzarkę na gaz co się stawia. Super to akurat potrafię obsłużyć !!! i następny problem, ale się nie poddaję. Nie mogę znaleźć kubka...kurde a kawy mi się chce !!! noktowizor (сделано в CCCP) włączony i.... ZNALAZŁEM kubek na szafce z ułamanym uszkiem, pasuje mi. Woda bulgocze, aromat znajomy wypełnia kuchnię, 3 minuty i mam kawę !!!

Czas na obiecaną jajecznicę, po kawie spacer do sklepu, gdzie kupiłem kajzerki, szczypiorek i Nasz Dziennik ( Pani kasjerka mi kazała, a z wiejskimi sklepowimi wolę nie zadzierać ).

Jajecznica klasyczna:
12 jajek
boczek wędzony surowy
cebulki ze szczypiorku
ser rokpol
suszone pomidory
szczypiorek

GOTOWE !!!

pozdrowienia dla Jaśka P.

sobota, 12 lutego 2011

                                       Post Charlotty 4

Wzywam na pojedynek Bigosiarzy!!!!!!!!!!!!!
Takich Bigosiarzy, co to dla Nich pichcenie bigosu to rytuał.
Raz już taki pojedynek wygrałam. Przeciwnik poległ przez knock-out. Rękawica w górze. Uśmiech na mej twarzy. Dopracowałam ten przepis po 15 latach ciężkich robót..porównań..mrożenia na balkonie..doprawiania...przelewania kapusty gorącą woda. I mam.  I taki wszystkim smakuje. Zaczynamy od kapusty. TYLKO KISZONA. Żadna inna. Nie  mieszana. Najpierw trzeba ją delikatnie pociąć. Następnie przelać gorąca wodą. Duży garnek. Na dno trochę oliwy. Rozgrzać. Na oliwę kapucha. I od razu podlewamy to winem. Czerwonym. Wytrawnym. Ja daję chilijskie- Gato Negro. Muchas vidas,muchos momentos. Redukuję gaz do minimum minimalnego. Niech pyrka. Od razu dowalam dużą ilość śliwek suszonych kalifornijskich i tyle samo grzybów (ale tylko od Marzeny-za „coś”..za pomoc zbiera tylko dla mnie).Wy dajecie sklepowe lub jakietambądź. Sól. Pieprz. Liść laurowy. Ziele angielskie. Odrobina cukru. Troszkę musztardy i koncentratu pomidorowego (ale tego, co to nie da się dużej łyżki do słoiczka wcisnąć).  I moja największa tajemnica-Gałka muszkatołowa.  Mieszamy. Zamykamy. Pyrka. W tym czasie na patelnię porządnie rozgrzaną wrzucamy wcześniej zakupione 2 biodrówki. Zamykamy. Dym leci. Tak ma być. Pyrka. Z garnuszka z kapustą już powoli dolatuje znajomy zapach. Trochę jak z pralni..przynajmniej mi się tak kojarzy. Zapach, który wydostaje się zawsze niepostrzeżenie na klatkę. I słyszę pod drzwiami. Ooooo sąsiadka bigos robi!!  Robi robi . Tak trzy dni będzie robiła. A z tym winem to jest tak, że za każdym razem, jak dolewam go do kapusty to muszę najpierw spróbować, czy się aby nie zepsuło. Trzeba być czujnym. No więc powtórny spróbunek wina czy aby gut i dolewka do garnka. Operację powtarzamy kilkakrotnie dopóki nie skończy nam się wino. No i oczywiście trzymamy się jeszcze na nogach. W tej kuchni. Jak biodrówka jest już miękka to wyciągamy, obieramy, kroimy w kawałki i do kapuchy.  Ale razem z tym co się z mięcha wytopiło. Podlewamy winem, mieszamy, próbujemy. Zamykamy. Pyrka. I wtedy to najlepiej z takim garem na balkon. Na lekki mróz. Niech zetnie delikatnie.  Dzień drugi. Hyc z balkonu i na kuchenkę. Znowu grzejemy. Podlewamy. I jest już prawie dobrze. Fanki piszczą z miseczkami w łapkach. Sąsiedzi szaleją. Po całej klatce fruwa bielizna . Dziecięcy wzrok na spaniela. Trzeci dzień najistotniejszy  bo potrawa gotowa. Powtarzamy j/w.  Otwieram pokrywę....hhhmmmm..bosko pachnie. Można zacząć ucztę...


PS: Jest chętny do walki. Trzeba znaleźć wolny poligon. Nabuchodonozor dajesz na sekundanta. Niech wygra Najlepszy. Główna nagroda- czekolada (największa) z orzechami (koniecznie z warzywniakaJ)..
                                      POST 3

Odszczurzam mieszkanie. Ostatni egzamin zdany z wynikiem bardziej niż zadawalającym. Znowu słyszę, że dzieci wrzeszczą. Wracam do rzeczywistości. Zgłodniałam. Znaczy będę żyć..choć chęci odeszły zupełnie. Spałam dziś jak dziecko..do 5..ŁAJ???? Od ostatniego pobytu w kuchni w lodówce zostały drożdże. Wącham. Śmierdzą. Znaczy dobre. No więc,  co? Może bułeczki drożdżowe zrobię? Zrobię.
Składniki:
3 dkg drożdży
3 łyżki miodu
2 szklanki ciepłej wody
2 szklanki mąki graham   zablokowała mi się klawiatura...fuck nie mogę dalej pisać..zaraz wracam...............................................................................................................................................1 szklanka mąki białej.....piszę...odblokowane...
1 łyżka sezamu
2 łyżki rodzynek
wanilia (prawdziwa)
szczypta soli
Uszy - Jamiroquai “Rock dust light star”. Odkryłam dopiero teraz tą genialną  kapelę.  Czemu-pytam? Do wypieków, wręcz idealna.
Pierwszy utwór zawsze odpuszczam. Zawsze. Nie wiem, dlaczego? Po prostu nie słucham i tyle. Drugi utwór na płycie „ White Knuckle Ride”, micha na T. (nazwy znowu nie wymienię bo nikt mi za to nie zapłacił, ale zawsze możemy się dogadać). Do michy drożdże wymieszane z wodą, miodem i białą mąką, czekamy, aż  zacznie się następny kawałek. Powinny do tego czasu nieźle wyrosnąć .Robimy głośniej. Trzeci kawałek to ulubiony mojej córki „Smoke and Mirrors”. Sama byłam zdziwiona takim  wyborem. Myślałam, że bliżej Jej do Katy Perry. Czuć drożdże, wpada dziecko mniejsze z uśmiechem na twarzy i od razu pytanie - Mamuś co dziś będziesz robiła smacznego? Bułeczki Twoje ulubione odpowiadam. Też z uśmiechem. Dorzucamy pozostałe składniki. Mieszamy. Teraz zamykamy michę i czekamy .Rosną. Czekamy. Potrząsamy michą. Znowu czekamy. Przez potrząsanie i czekanie przeleciało nam trochę z płyty. Otwieramy michę z wyrośniętym pięknie ciastem przy    „She’s a Fast Persuader” . Pięknie się komponuje. Tak jak typowy jest ten utwór dla Jamioquai tak samo charakterystycznie moje Maleństwo błaga o pomoc w lepieniu bułeczek. W tym celu pokazuje świeżo umyte łapki pod bieżącą bez mydła J.  No i mój ulubiony wielbiony wręcz  „Two Completely Different Things” . Cztery łapki zanurzamy w mące. Cel- brak klejenia do materiału podstawowego. Zabieramy się do pracy. Kleimy. Ugniatamy. Poprawiamy. Kładziemy na blaszkę. Jay Key mruczy „Hey Floyd”. Piekarnik. Ta sama historia. Warta honorowa przy szybce. Upalony nosek, ale tym razem dodatkowo uwidaczniają się bąbelki śliny w kącikach ust u Młodego. 30 minut/180 Pan Celsjusz.  Najwyższa półka. Wrzask, że nie widać. Może i nie widać ale czuć. Emocje opadają przy wyjmowaniu pierwszej blachy. Łapki poparzone ale jest mój ulubiony uśmiech łasucha. Mogłabym tak bez końca...  Bułeczek wystarcza na wieczerzę i do śniadaniówki na drugi dzień. Kończy się płyta. Kończy się moja misja kuchenna. Idę spać z nadzieją, że jutro NAPRAWDĘ POŚPIĘ i nie obudzę się na medytacje jak to od miesiąca praktykowałam. Amen....A MIAŁO BYĆ DO KOSZA.....

METAFIZYKA W KUCHNI MOJEJ

Inspiracja nadeszła wraz z sobotnim rytuałem kawowym.
Kupiłem książkę „PRZYCHODZI PLATON DO DOKTORA” i leniwie przeglądam popijając z ulubionego kubka ciecz brązową. Nagle OŚWIECENIE !!!
Najpierw cytat:

Do lekarza przychodzi dziewięćdziesięcioletni ( 90letni ) starzec i powiada:
  • Panie doktorze,moja osiemnastoletnia ( 18letnia ) żona spodziewa się dziecka.
  • Opowiem panu historię – mówi na to lekarz. - Pewien człowiek wybrał się na polowanie, ale zamiast strzelby wziął przez pomyłkę parasol. Kiedy nagle zaatakował go niedźwiedź, mężczyzna podniósł parasol, strzelił i zabił zwierza.
  • To niemożliwe! - rzuca starzec. - Musiał go zabić ktoś inny.
  • Właśnie o tym mówię! - dodaje lekarz.

Co to ma do gotowania, spytacie ? Ano ma !!! odpowiem.
Nie jest istotne kto zrobi zakupy, kto je przytarga do domu, obierze ziemniaki, utłucze kotlety itd.
Sednem tego procesu/procesów jest EFEKT, można go nazwać też  REZULTATEM, jak bądź.
Efektem w tym przypadku jest jedzenie ( jako rzecz i jako czynność ).
Według Arystotelesa wszystko ma telos, wewnętrzny cel, który należy osiągnąć. Celem żołędzia jest dąb. Celem życia ludzkiego jest szczęście i pytam: jak je osiągnąć bez dobrego kiszonego ogórka ?
Wasz punkozaur

czwartek, 10 lutego 2011

SAŁATKA POD "AMARCORD" FELLINIEGO

Czasu niewiele pozostało do projekcji i trzeba zrobić coś błykawicznie.
sałata, feta, śmietana jogurtowa, czosnek, suszony koperek,kefir i odrobina oliwy (niekoniecznie)
Sałatę po umyciu rwiemy na kawałki.
Fetę kroimy jakbądź i tak się będzie mieszało.
Dip prosty: śmietana, dwa ząbki garlicu, kefir, koperek i odczekać 10 minut, albo 15.
Wymieszać, odczekać następne 15 minut ( najlepiej w lodówce ), albo ekologicznie na tarasie 2-4 stopnie Celsjusza.
Miska na stół, talerze, widelce z I.........i, pilot i................
jemy oglądając, albo oglądamy jedząc ( co kto woli, jak mówi Witali )  

PapaAndre i Kimi Raikkonen

Inspiracje do dzisiejszego dania były dwie:

1.absolutnie genialna sałatka Di Mare w PapaAndre Kuchnia włoska al. Niepodległości 18 2.informacja,że być może Kimi Matias "Iceman" Räikkönen wraca do F1 !!!

Założenie było takie, dorównać kucharzowi z PapaAndre (raczej miszyn impossible) i zrobić to szybko jak Kimi „Iceman”, a najlepiej na kacu ( jak Kimi ). kaca nie było, ale postanowiłem spróbować bez ;-)

składniki proste
1.owoce morza mrożone ( mule, oktopusy, krewetki, kalmary )
2.czosnek, jak zwykle
3.białe wino zośka bułgarska
4.pomidory z puszki bez pestek
5.sos rybny
6.Metallica „BLACK ALBUM”

patelnia, odrobina oleum z pestek winogron, czosnek w plasterki, temperatura ok, czosnek na patelnię,chwila skupienia i kieliszek zośki, redukcja (ale nie biegów) i czas na owoce morza.
Następny kieliszek zośki i chwila duszenia, pomidory do tego i zbliżamy się do ostatniego okrążenia. Redukcja i hamowanie.
First place, szampan, wiwaty, wywiady, relax.

Wyszło nieźle, ale gdzie mi tam do MAESTRO z PapaAndre......

rastałosoś a'la radzio Świadomość

Składniki:
2 płaty łososia ze skórą
cebula
liście laurowe
majeranek
sól kamienna
pieprz
papier pergaminowy (my stosujemy materiał a'la prześcieradło)

Sposób przygotowania:
Umytą rybę oprószyć duża ilością soli.
Następnie kroimy cebulę w plastry i układamy je na rybie przekładając
liśćmi laurowymi. Całość posypujemy majerankiem i pieprzem.
Płaty ryby kładziemy jeden na drugim (składamy mięsem z przyprawami do
siebie - skóra ma być na zewnątrz) i owijamy w papier pergaminowy.
Wkładamy do lodówki na minimum 24 godz.
Gotowa rybę kroimy w plasterki.

dzięki Radzio
sama massa smoking.....keine cigaretten und undere wilde plemionen mit makabrische zapachen gemacht

nalewka z owoców morza może, ale wegetariańska.pl

Stuknęło 90 dni od nastawienia nalewki, czas więc na etap drugi.
Inspiracją była wiśniówka mojej sąsiadki zrobiona z dzikich wiśni ( połowa była z pestkami )
podam teraz składniki, proporcje były improwizowane
Spirytus, kandyzowany ananas, herbata earl grey, imbir, cunamon, gałka muszkatułowa (starta i w kulkach),skórki cytryny,suszone śliwki,rodzynki, papryczki które dostałem od Sławka (pozdrowienia dla Kasi i dziewczynek),goździki, whisky,wódka,dżez.
Najpierw filtrowanie. Lejek szklany i filtry z ekspresu do kawy i jedziemy.pachnie zachęcająco, ale zaciskam zęby i nie próbuję paszczowo, wącham tylko, zapach ala grzaniec narciarski. o to chodziło.
Piękna ciecz o herbacianym kolorze już wypełniła butelkę po szlachetnym trunku i co robimy z resztkami ?
Do kosza nie wywalę, szkoda mi..........myśleć myśleć myśleć..hmm...... MAM POMYSŁA !!! kapcie na stopy,
pięć dych do kieszeni i na dół do spożywczaka po 1/2l spirytusu.
Zalałem skarby jeszcze raz, poczekam 90 dni i powtórzę procedurę filtrowania ( kurcze, jak tak dalej pójdzie, to może za dwa lata się tego napiję :-)))))))
Jestem genialny,czuję się jak:
Sir Alexander Fleming, albo jak Kimmi Raikkonen, albojak Billi Idol.
panie palikot mogę panu recepturę sprzedać, tanio nie będzie............
geniusz znowu pochyli się przed mamoną

p.s.wieczorem zlewam ziołówkę a'la benzodiazepina
p.s.s. pozdrawiam mistrzynię nalewek Panią dr.Szykowną i jej męża dra Remgiusza

środa, 9 lutego 2011

niechcemisięwychodzićzdomuacośzjeśćtrzeba

Zimno się zrobiło w mieście. W nocy chyba nawet przymroziło, ale to nie komunikat meteo, tylko 
blog o gotowaniu i JEDZENIU !!!
Lodówko otwórz się i ukaż swe wnętrze ( na szczęście wiatr w niej nie hulał dzięki sobotniej interwencji piszacego )
Cóż tam znalazłem ???
1.puszkę z anchois (prawdziwe sardele, a nie te podrabiane moskaliki)
2.czosnek, rzecz wiadoma
3.pomidor sztuk łan
4. 3/4 papryki czerwonej hiszpańskiej sprzedawanej po dwie sztuki w sklepie na dole
5.reszki sera z niebieską pleśnią l...a.....z....u....r
6. jak mówi Witali oleum i.....
7.kilkanaście kaparów w solance (mało, ale musi wystarczyć)


na patelnię wszystko w kolejności zupełnie nie dowolnej
dodac wody po 7 min, sera, bazylii, zredukować, pod koniec redukcji dodać makaron al dente
2 min i...
jemy
szybko i smacznie
a najważniejsze: BEZ WYCHODZENIA Z DOMU !!!
pozdrawiam
wasz skromny nad wyraz amator gotowania i innych
p.s. jutro nalewki będą zlewane i klarowane i filtrowane i SMAKOWANE

niedziela, 6 lutego 2011

                                      Post Charlotty 2

Dwa dni wolnego wzięłam na przygotowania do egzaminów. Dwa dni piździ i gwiździ. Dziś to jeszcze śnieg  napiernicza. Jakaś masakra. Dwa dni czytam te same notatki. I od dwóch dni czekam na efekty uboczne. No i mam, zaczyna mnie telepać. Skoro tak się nade mną znęca wyczerpany organizm-zrobię drożdżowe. Z kruszonką. I z jabłkami. Tylko muszę wyczaić gdzie przepis. Taka niby porządna jestem i mam swój zeszycik z przepisami, co to mi go kiedyś Teściowa (nie wiem , dlaczego  z dużej litery) założyła. Szukam , szperam. W zeszyciku oczywiście powpychane kartki, wycinanki z gazety, żadnego ładu ani składu. Mam. Znalazłam!!!! Tytuł „Drożdżówka Zbyszka”...Jakiego Zbyszka????. Nie ważne. Co potrzebujemy najpierw: potrzebujemy wlać do garnka 1szklankę  mleka ,1  szklankę  cukru ,1 kostkę  masła. Rozgrzać, rozpuścić. Odlać z tej lawy pół szklanki, do której  dodajemy 8 dkg drożdży. Teraz czekamy aż drożdże zaczną śmierdzieć (dla mnie śmierdzą zawsze) i wyrosną. O Boże zapomniałam o słuchawkach!!! Zapomniałam, że mam coś nowego do gotowania. To  ZAZ!!!!!!!!! To CZAR!!!! Zostałam rzucona na łopatki!!! Ktoś mi wysłał link, ktoś podrzucił płytę. I zaczęłam romans z piosenką francuską. Czary-Mary mówię Wam. No, ale wróćmy do śmierdzących na całe mieszkanie drożdży. W tym czasie, gdy drożdże rosną i śmierdzą rozbijamy do miski 4 jajka i ubijamy. Trzepaczką. Czym bądź. Jak już w garnku wystygnie to co rozpuszczone to walimy do michy jaja (te uwalone trzepaczka, lub czym bądź) ½ olejku cytrynowego , ok.3/4  mąki  tortowej.  Na koniec dodajemy drożdże jak nam jeszcze wszystkie nie zwiały ze szklanki. Teraz zdradzę sekret. Jestem w posiadaniu cudownej michy z  firmy,  której nazwa zaczyna się na literę T...Michy wprost magicznej. Więc  ja wszystko pakuję do tej michy na T.. Pakuję, zamykam a to co w środku samo rośnie..i co chwila próbuje się wydostać. Potrząsam, znów zamykam szczelnie bez żadnego pitulenia z jakimś ciepłym miejscem, miską z wodą jak to z drożdżami bywa. W przypadku ciasta drożdżowego to panują  jakieś dziwne zasady, że to niby tylko babcie „umią”. Że przeciągi niewskazane, że w szmatkę i do wiadra. Takie tam. Kiedyś zrobiłam drożdżówę z michy na urodziny mojej Bratanicy.  Zjechała  rodzina. Same rasowe kuchary. A u mnie w  foremce  monstrum. Ciasto-olbrzym. Pyta się więc jedna z  ciotek,  jakim cudem.??? Ja, że normalnie. Uśmieszek i zaczynam ściemniać. To Ona atak! I pytania dziwne konstruuje! Połowy wyrazów nie rozumiałam ale cała przeszczęśliwa kiwałam głową na znak, że TAK.  Że oczywiście. Ale nie może być inaczej. Panowałam nad sytuacją. Nie dałam się wciągnąć w rozmowę o szczegółach. Głupia nie jestem. A ciocia-zachwycona i o przepis prosi. O misce oczywiście SZA.!!! Powiedziałam, że przyniosę następnym razem... dawno to było. Ale wrażenie zrobiłam. Boskie  uczucieJ.  Ale wracając do ciasta. Jak już wyrosło to na blachę  z nim. Na wierzch (ja przynajmniej ) dodaję jakieś owoce, mogą być jabłka, śliwki, co nam do głowy przyjdzie lub jest pod ręka akurat. Na wierzch  kruszonka, ale to chyba każdy głupi potrafi. Ja mam wersję  ulepszoną , ponieważ do kruszonki dodaję wiórki kokosowe. Dla zdrowotności. No i piekarnik 180/40-50 min.max. Ja swój obowiązek przepisowy-przepisowo spełniam. Wy do michy a ja do Rachunku Efektywności Inwestycji. SmacznegoJ

JAJECZNICA VOL 2

Kawa poranna, rytuał znany. Gawędy niedzielne w ciszy naszego apartamentu na tematy wiadome ( smoleńsk, kaczory, PKB itp).
Dzieci sąsiadów poszły do kościoła i panuje spokój jak na wsi. W związku z sielską atmosferą uznałem, iż czas na wiejskie śniadanie.
Ostały się w lodówce cztery cudeńka produkcji podlaskich kur chowu wolnodrobiowego (Marta, nie napiszę od kogo, nie martw się). do sklepu nie chciało mi się iść, zresztą szczypiorek nie jest zbyt aromatyczny w lutym. Zastanawiam się i BINGO.....lodówka !!!
Co tam znalazłem
1.kiełbasa palcówka (chyba cielęca 35 pln za kilogram)
2.cebula cukrowa, szkoda,że nie szalotki
3.odrobina masła
4................to na razie sekretny składnik.
Masło do sklarowania, potem cebula, w ćwierćwałki, kiełbasa w półplasterki i skupienie nad patelnią, aby przypilnować odpowiedniego momentu na wbicie jajek. Palnik z 10 na 5 i powoli obserwuję. Jest prawie dobrze, więc mam czas, aby nakryć do stołu.
Time is turing and....jajka lądują na patelni.
Jeszcze chwila, zdejmuję patelnię ( ceramiczną, a co tam pochwalę się !!! ) i...............................................................................................................................................................................................................................................................................................................................................
składnik ostatni, czyli odrobina sera typu rokpol, tylko trzeba uważać na ilość, bo słonawy jest. Zamieszalem i zjedliśmy z bagietką, miski wylizane oną bagietką, a na deser bagietka z masłem i dżemem ananasowo-morelowo-maracujowym
earl grey i wtedy spojrzała na mnie jak na miseczkę czereśni, komplement wyrażony wzrokiem, ale myślę/wiem, że to nie był komplement.
smacznego Państwu
p.s. fajnie, że jest "ly" na klawiaturze



sobota, 5 lutego 2011

dorada wg Witalija suplement ( nie diety )

zapomniałem napisać o sałacie
sałaty uchowaj Boże nie kroimy nożem, tylko palcyma szarpiemy
tak robią we francyji, a żabojady się na sałacie znają skubańcy
i na winach też, ale o ty innym razem
bon apetit druzja

piątek, 4 lutego 2011

Dorada wg Witalija

Doradę wziąć ją wypatroszyć, z łusek nie czyścic, bo to po ch...j,najtańsza jest w M......o.
Główkę czosnyku w łupinach, ale przekroić wzdłuż na wpół. Czosnek się gotuje dosyć krótko i mniej oddaje tego...no smrodu.kolendry, albo pietruszki, co jest, kawałek papryki czerwonej, tej ostrej, przeciętej wzdłuż, albo wszerz, aby się zmieścił, obojętnie i ćwiarkę cytrynki ze skórką, i to do środka rybiego. Położyć na folie na ta bardziej błyszczącą stronę. Oliwą polać z tłoczenia pierwszego, trochę na zewnątrz, trochę do środka, solą opruszyć morskom takom zawinąć, zawinąć i na grila na 15-20 minut.
Teraz robimy winegreta do sałaty, bierzemy musztardę diżońską, albo rosyjską, co kto lubi i do tego jest sok z cytryny, tylko przez ręce wycisnąć, żeby pestków nie powpadało, sól morska, albo jaka bądź obojętnie, dodac trzeba oleum, wymieszać odczekać i polać sałatę.
Wino może być obojętnie jakie, rizling, albo nawet roze.co kto lubi.

Chilli na przeprosiny

Było ostatnio trochę napięć, przedwiośnie też daje nam się we znaki (ciśnienie,deszcze, śniegi, wiatry itp...)
Jak tu sobie i nie tylko sobie poprawić nastrój ( jej przede wszyskim !!!)
Odpowiedź, ajdija przyszła szybko, jak zwykle..........................................................................
Winner is:.....................................................................................................................................
ugotować coś energetycznego, zjeść i cieszyć się z pełnego zadowolenia żołądka i mózgu, pozostałe części ciała pominę przez skromność wrodzoną.
Składniki proste
1.czerwona papryka, ostatnio na tapecie hiszpańska
2.cebula cukrowa, albo czerwona
3.czosnek eko z podlasia ze sklepu na rakowieckiej Żółty Cesarz
4.wołowina ( Pani z Cesarza się to nie spodoba )
5.pomidory suszone
6.oliwa z tychże pomidorów
7.chilli, albo cayenne pepper
8.zapomniałbym o fasoli czerwonej, ale przypomniałem sobie na szczęście
9.bagietka
10.pomidory z puszki
11.czerwone przyprawy
12.patelnia ceramiczna
smażymy, dusimy, aromaty przesiąkają nasze mieszkanie, jemy, dostajemy dokładkę, wylizujemy miseczki kawałkami bagietki.
Uśmiechamy się do siebie, słoneczne kraje zawitały do naszych serc i od razu chłody, słoty i cały ten środkowoeuropejski klimat szalejący za oknem stał się nieważny.
Napięcia zniknęły w okamgnieniu
Jest dobrze
p.s znalazłem ”ly” na klawiaturze :-)

wtorek, 1 lutego 2011

Post Charlotty
Dziś imieniny Brygidy i Ignacego. Ja powinnam się uczyć Wciąż zapala mi się lampka z napisem System Eliminacji Studenta Jest Aktywny. Próbowałam wczoraj wyczaić o co chodzi w wykresach z przedmiotu Międzynarodowe Stosunki Gospodarcze. Patrzyłam na te kratki,wektory,linie określające krańcową zdolność do konsumpcji.. I nic. Może zabiorę się za angielski – pomyślałam...Wtedy przypomniałam sobie,że ja ani angielskiego ani gotowania nie kumam. Z tego angielskiego to tylko „whisky and cola tu”..albo „4 ticket please”.(4 oczywiście na palcach:) Z gotowaniem podobnie. Jajka do majonezu wrzucić to każdy głupi potrafi. Przypomniałam sobie pierwszą moją wizytę w Turcji..Te smaki..Te zapachy..Widoki..Zapragnęłam mieć to wszystko we własnej kuchni Myślę sobie – zrobię wrażenie przy okazji następnych imienin lub urodzin. A będą chodzić i wąchać. No więc drę z Małżonkiem na najbliższy bazar..ale taki prawdziwy – nie dla turystów. Na taki co to pachnie Turcją a i w plecy scyzorykiem oberwać można. Najpierw dopadł mnie sprzedawca perfum. Oryginalnych oczywiście. No a jakże. Same alles orginales. No i podaje mi do łapki same jak to określił „nius” z najwyższej półki. „Sri” dolar za „łan”.  Myślę sobie no oryginały jak nic. Kupiliśmy cały worek po śmieciach za „ilewen” dolars. Okazja,że żal nie brać. Już na lotnisku odpadły wszystkie naklejki. Poschodziła farba z flakonów. Ale teściowa miała przynajmniej radochę jak podarowałam jej Chanel nr.5 .Z tego farba nie zlazła a naklejkę przykleiłam na „kropelkę”.::) Perfumy już mam,więc lecę na stragan a przyprawami. Chodzę,wącham,przyglądam się,próbuję rozkminić napisy. W końcu dochodzi do transakcji. Zaznaczam,że to kraj mistrzów targowania się,ale kolesie nie znali jeszcze Mojego Ślubnego. To jest pierwsza liga,zaliczone wszystkie szkolenia na temat „jak tanio kupić i drogo sprzedać”. Ślepemu okulary wciśnie. Wytargował. Ja tylko pokazywałam paluchem o co mi chodzi .Kolejny worek po śmieciach pod pachą. I do hotelu. Banan na twarzy. Teraz mnie nikt nie zagnie. Za resztę dolców poszliśmy napić się Dziedzictwa Kulturowego czyli Raki -pędzonej gdzieś w jaskiniach na dalekim południu. Jeszcze troche kapieli słonecznych,trochę herbatki ichniej,jeep safari I do domu. Wróciłam do szarej rzeczywiści..Do księgowania,do pieluch,do czyszczenia toalety. Ale skarb prawdziwy miałam w walizce. Otwieram. I w ryk...wszystki naklejki (podobnie jak w przypadku perfum) na worku od śmieci..I skąd ja teraz bidula będę wiedziała co szafran a co curry). Jezu myślę,cały misterny plan szlag trafil..A tak miałam błyszczeć na salonach. Ale od czego jest necik..Może jakąś podpowiedź  w kolorach odnajdę.A tam wszystko żółte.Dosłownie wszystko. A taka Nigella miała ze mnie być..Strasznie lubię na nią patrzeć. W ogóle nie dociera do mnie co mówi..Głos w telewizorze robi sie nagle ON. Patrzę jak mówi..i dreszczy dostaję..Jak Ona wygląda w tych atłasach, szyfonach,satynach w pościeli.Make-up perfekt.Jak otwiera usta..i wsypuje brązowy cukier z masełkiem do rondelka. Boże ile w tym sexu..JA TEŻ TAK CHCĘ..Chcę tak wyglądać.I z taką lubością i gracja wchodzić w nocy do spiżarni( gdybym była w posiadaniu takowej).Żeby ktoś tak patrzył na mnie jak ja na moją  Mentorkę..Zostało mi tylko na pałę wsypywanie “żółtego” na przemian. Jedna rzecz która mi sie udała do zmiana smaku bigosu poprzez dodanie gałki muszkatałowej..To moje jest!!!!!!!!!!I  nie oddam:)..Ale Bigos to kierownik ma przedstawić.Żeby zachęcić chłopaka wszyscy łapki w górę i wołamy-Kierowniku do bloga:).W grupie siła podobno..Pozdrawiam.