poniedziałek, 31 stycznia 2011


Po szkole J
Mam dziwne wrażenie, że dałam się wkręcić. Podekscytowana chodzę od paru dni po usłyszeniu kilku miłych słów na temat mojego słowotoku, że aż..No ale nie o tym dziś będzie. Będzie o babeczkach z zeszłego roku obrachunkowego .Co nie jest jednoznaczne z rokiem kalendarzowym..Wykonuję najnudniejszy zawód na świecie, więc wiem o czym mówię. Otóż  Roku Pańskiego 2009 po Świętach Wielkiej Nocy napatoczyłam się w kuchni na stertę słodyczy...Wiadomo jak to jest. Każda ciocia, babcia, sąsiadka przychodzi z takim pakietem który zawiera baranka z lukru, 2 pluszowe zajączki i jakiś wyrób Wedla. A moje pieski z Francji opchane do granic przyzwoitości po jakimś czasie odgryzały już tylko głowy barankom, otwierały czekoladę ,żeby po chwili stwierdzić..OOO nie..bez orzechów):No szlag mnie trafił!!!!!Pamiętam przecież doskonale jak w Dzienniku Telewizyjnym wzmianka o przypłynięciu statku z cypryjskimi pomarańczami była newsem dnia. A tu proszę...Wciąż słyszę bllee. tego nie, tamtego nie..Więc siadam do neta i wpisuję w Google..baranki bez głów, kurczaczki, banany w czarne kropki, pieski francuskie-ugotuj..Enter. I wyskoczyło..babeczki Wielkanocne. Trzeba dokupić rodzynki lub suszone wiśnie, jajka, po świętach został nam cukier puder (ten od szarlotki J).Lecę w stronę blatu kuchennego. Przeganiam towarzystwo (całe).Zresztą do niczego się nie przydadzą. Małżonek do kuchni zagląda tylko w celach towarzysko -konsumpcyjno- relaksacyjnych. A to szepnąć na ucho „co na obiad Darling” a to urwać pętko kiełbasy.. i zrobić parę kroków aby znowu swobodnie opaść na kanapę. Wyciągam michę i widelec. Jedyne urządzenia które będą mi niezbędne. 300 g. mąki, 2 jajka, pół kostki masła(roztopione),paczka wiśni (suszonych),3 ugniecione widelcem banany w kropki, pół tabliczki posiekanej czekolady. Ja nie siekam..znęcam się nad sąsiadami ponieważ walę tą czekoladą o podłogę..Ale nie o panele bo się miazga zrobi. O kafle trzeba naiwaniać. Do tego 3 łyżki kwaśniej śmietany, cukier waniliowy i 200 gr. cukru pudru. Mieszamy- nie miksujemy- mieszamy. Widelcem. Wcale nie dokładnie .Zwyczajnie. Właściwie możemy do tej ciapy wrzucić wszystko .Na co mamy ochotę. Mogą być orzechy. Mogą być migdały. Suszone śliwki. Wszystko co się wysypało na dole szafki a nie chce nam się sprzątać. Taki wiecie Państwo bigos niby:)Więc skoro jest ciapa (a zaznaczam, że nie wygląda to ładnie) to w foremki od muffinek i piekarnik-180 najwyższa półka .Można jeszcze przed włożeniem posypać różnymi świecidełkami, koralikami ,co mamy akurat pod ręką kuchenną. U mnie w domu jest afera zawsze z powodu najwyższej półki ponieważ główny obserwator wypieków -syn Jedyny najpierw przypala sobie nos o szybkę od piekarnika a potem wrzeszczy, że nie widać jak rosną .I dym gotowy. Ale jak powęszy trochę po kuchni i poczuje w końcu zapach wyczekiwany, nerw odpuszcza. Wyciągam z piekarnika, pieski merdają ogonkami, stoją na tylnych łapkach..wtedy przystępuję do ataku i pytam..” a obiecacie, że będziecie chodzić w kapciach?”TAK pada odpowiedź. Następna salwa „a obiecacie, że będziecie odrabiać lekcje i skończą się pielgrzymki wieczorne?”Drugie TAK...I już nie dręczę, nie znęcam się ..podaję do stołu. Smacznego moim mili:)

3 komentarze:

  1. Wspaniałe ! to mało powiedziane !

    OdpowiedzUsuń
  2. gleba totalna ja p............
    no fucking comments
    szacun

    OdpowiedzUsuń
  3. rewelacyjnie piszesz Kobieto!!!

    OdpowiedzUsuń